Jakiś czas temu gruchnęło informacją, że wielkimi krokami zmierza do nas kryzys energetyczny. W jednej chwili wszyscy zapomnieli o kryzysie inflacyjnym, kryzysie pandemicznym, kryzysie związku Patrycji Markowskiej oraz o kilku pomniejszych kryzysikach.
Ale właściwie, o co chodzi? Unia Europejska w obawie o zmniejszenie, a nawet zupełne zablokowanie dostaw gazu z Rosji, postanowiła przeliczyć swoje rezerwy i okazało się, że może być cienko, a zima za pasem. Energia w końcu jest potrzebna dla biznesu oraz dla ludu. Dodatkowo szukanie alternatyw w postaci innych paliw energetycznych może być utrudnione lub cholernie drogie ze względu na ograniczenia, które Unia Europejska sama sobie narzuciła.
Zaczęto zastanawiać się, jak tu można poratować sytuację, szczególnie w krajach, którym z pewnością gazu nie wystarczy. Pojawiają się różne propozycje w postaci podatku solidarnościowego od firm energetycznych, które zarabiają na tym biznesie najwięcej, możliwe przekazanie gazu do innych krajów i wprowadzenie limitów na zużycie energii w godzinach szczytu. Możemy być pewni, że każda z tych propozycji uderzy po kieszeni nas, zwykłych obywateli.
Najbardziej szokujące z naszej perspektywy propozycje pojawiły się jednak w Szwajcarii, gdzie jak pisze brytyjski Daily Mail zaproponowano, żeby temperatura w budynku mieszkalnym nie przekroczyła 19% Celsjusza. Gdyby ktoś jednak lubił się dogrzać, to może go ostudzić kara w wysokości 3000 euro.
Co ciekawe, takie rozwiązanie istnieje już we Włoszech, gdzie temperatura zimą nie może przekroczyć 19 stopni, a latem przy włączonym klimatyzatorze nie może być niższa niż 27 stopni Celsjusza. Unia nosi się z zakusem, żeby podobne regulacje wprowadzić w pozostałych krajach członkowskich.
Moje zdanie na ten temat jest następujące: czy ich do jasnej cholery Bóg opuścił? Ja rozumiem, że średnia temperatura we Włoszech oscyluje wokół 20 stopni i jak im zimno w chałupie to otwierają sobie okno, żeby dogrzać. Szwajcarzy to w ogóle w domach nie siedzą, tylko w Watykanie w gwardii papieskiej, gdzie jest ciepło. W Polsce jednak średnia roczna temperatura to już 8.7 stopnia Celsjusza, co oznacza, że zimy potrafią być bardzo mroźne i choć od kilku lat nie doświadczamy już siarczystych mrozów, przy których zamarza diesel, to jednak sprzeciw budzi sama myśl, że ktoś mógłby chcieć nam zakazywać dogrzewania własnego mieszkania.
Odnosząc sytuację do własnego przykładu powiem, że u nas z powodu przeciągających się chorób dzieci panuje lekko paranoiczny strach przed zimnem. Pani Pałka rządzi tu jak Daenerys Targaryen. Gdy raz, na jej uwagę, że jest chłodno w domu, powtórzyłem nieśmiertelny cytat z “Misia” - Zima jest, to musi być zimno, takie jest odwieczne prawo natury - to następnego dnia w jajecznicy znalazłem skorupki z jajka. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że gdyby temperatura w naszym domu spadła poniżej 21 stopni, Pani Pałka rzuciłaby mi papierami rozwodowymi w twarz i wypędziła z domu tylko po to, żeby zakręcić się wokół jakiegoś palacza okrętowego.
Wracając do pomysłów unijnych włodarzy, to czystą abstrakcją jest dla mnie wyobrażenie sobie, jak by to miało wyglądać w praktyce. Będzie to działało na donosy? Sąsiad z bliźniaka by nas podpierniczył na policję, bo wspólna ściana jakoś podejrzanie ciepła? Albo sąsiad ma jakoś wyjątkowo rumianą cerę? Policja by chodziła po domach z termometrem? A może przysposobią do tego znowu listonoszy, którzy i tak mają torby po brzegi wypchane ulotkami i awizo, no bo przecież nie paczkami, których w życiu nie widziałem, żeby dostarczali.
Powiedziałbym, że przegwizdane mają Islandczycy, u których średnia roczna temperatura to 3 stopnie Celsjusza. Gdyby nie fakt, że pozyskują ciepło z ekologicznych źródeł geotermalnych, to by już pukali do drzwi Ursuli Von Der Leyen, jak biedny Cratchit do Scrooge’a z Opowieści Wigilijnej z prośbą o mały węgielek, żeby ogrzać ręce.
Wszystko jednak wskazuje na to, że taki przepis nawet jeśli powstanie to będzie kolejnym pustym i niemożliwym do egzekucji prawem. A my Polacy z naszą przekorą wobec narzuconych na siłę przepisów powiemy jednym chórem - Wolnoć, Tomku w swoim domku - bo czy nie tak nas od dziecka uczono? Z całego zamieszania cieszy się zapewne lobby producentów swetrów wełnianych, które w tym roku może liczyć na rekordowe zyski. Widzę oczami wyobraźni, jak jakiś juhas z Białki Tatrzańskiej głaszcze po delikatnym runie swoje owieczki i szepcze im do uszka “my preszessss”.